niedziela, 18 listopada 2018

Od Erasmus do Serafiny

– Smaruj codziennie rano i wieczorem. Najlepiej na wieczór zostawiaj ranę odsłoniętą, aby miała swobodny dostęp do powietrza. Szybciej się zagoi. Jeśli jednak w ciągu paru dni nie poprawi się jej stan, przyjdź. Postaram się coś na to poradzić. – Jasnowłosa dokładnie mnie poinstruowała.
– Dziękuję Raf. – Wstałam lekko. – Na pewno przyjdę.
Kobieta pokiwała głową, a ja wzięłam maść i już miałam wychodzić, gdy naszła mnie pewna myśl.
– Na mnie lepiej mówić Era. – Lekko przechyliłam głowę. – Tak czy tak, imię jest męskie. Ale Era jest krótsze. Ach, jeszcze jedno. Jakbyś chciała kiedyś… specjalną książkę… to zapraszam do biblioteki. Postaram ci się pomóc.
Po czym założyłam kaptur na głowę i wyszłam. Niedługo zmrok, a zdecydowanie lepiej czułam się w znanych mi rejonach. Patrząc na maść, uśmiechnęłam się lekko. Kto wie, może będę odwiedzać Raf częściej? Wydawała się kimś o wiele bardziej przyjemnym niż młodszy Erazm, albo nasz uzdrowiciel. Liczyłam też, że pojawi się w bibliotece. A nuż mogłam mieć dla niej jakieś przydatne tomiszcze pełne formuł zielarskich i leczniczych. W sumie… mogłam poszukać czegoś na własną rękę…
*
Było strasznie nudno. Nie żeby biblioteka była AŻ TAK często odwiedzanym miejscem, ale jednak. Liczyłam chociaż na minimalny ruch. Ale nie. Od samego rana siedziałam na krześle za ladą i ze znudzeniem czytałam najnowszą powieść, którą przysłali nam wczoraj. Nie było więc niczym dziwnym, że na dźwięk otwieranych drzwi, moja głowa momentalnie się podniosła. Jednak uśmiech na mojej twarzy wywołała osoba, która się w nich pojawiła.
– Teraz wyglądasz bardziej dziewczęco. – Raf lekko się uśmiechnęła.
– Obowiązki i konwenanse. – Uniosłam lekko kącik ust. – Ale wiesz. Kiedy masz spodnie łatwiej jest uciekać.
– Kiedy to odkryłaś? – Zapytała, gdy już ucichł melodyjny śmiech.
– Miałam pięć lat i z przyjaciółmi uciekaliśmy przed starym sprzedawcą kapusty. – Zaśmiałam się. – Machaliśmy drewnianymi mieczami i w pewnym momencie obraliśmy sobie kapustę za cel. Wyobrażasz sobie, że nie był zadowolony.
– Tak. – Pokiwała głową.
– Ale, ale. – Popatrzyłam na nią. – Co cię tu sprowadza?

Serafina?

sobota, 17 listopada 2018

Od Serafiny do Erasmus

Zamrugałam zaskoczona i chwilę wpatrywałam się w maga. Gdy zobaczyłam i zrozumiałam swój błąd poczułam, że rumienię się.
- Oh... Najmocniej przepraszam - powiedziałam speszona przyglądając się dziewczynie. - Jak masz na imię?
Machnęła ona jedynie dłonią i posłała mi delikatny uśmiech odpowiadając:
- Erasmus.
- Serafina, ale możesz mi mówić Raf - powiedziałam. Uwielbiałam poznawać nowe osoby, a szczególnie tak wyjątkowe jak Erasmus. Niezbyt często przychodziły tu osoby posiadające moce. Zapewne dużo z nich obawiało się leczyć u kogoś nie znając uzdrowiciela. Myśląc o tym, to każdy z nas się obawiał ludzi. Wiedzieliśmy do czego są zdolni... Szczególnie gdy są świadkami w momentach używania przez nas mocy. Nadal mam w głowie historię, którą odpowiedziała mi moja nauczycielka o magu, który został spalony na stosie. Za każdym razem gdy o tym myślałam przechodziły mnie dreszcze.
 Gdy skończyłam nakładać maść na ręce dziewczyny obwiązałam ją delikatnie cienkim materiałem. Podałam jej słoiczek z ziołową maścią.
- Smaruj codziennie rano i wieczorem. Najlepiej na wieczór zostawiaj ranę odsłoniętą, aby miała swobodny dostęp do powietrza. Szybciej się zagoi. Jeśli jednak w ciągu paru dni nie poprawi się jej stan, przyjdź. Postaram się coś na to poradzić - powiedziałam i pokręciłam głową w myślach. Czy ja muszę się każdym tak przejmować? Kiedyś moja dobroć mnie zabije.


<Erasmus?>

wtorek, 13 listopada 2018

Od Erasmus do Eiry

Bardzo, bardzo zabawne. Wiedziałam, że Erazm Junior lubi się nabijać, ale nie sądziłam, że posunie się aż tak daleko. Udawanie własnego dziadka nie miało sensu. Przynajmniej dla mnie. Jeśli chciał, mógł przedstawić się jako on sam. Jego wiedza o alchemii była porównywalna do tej Erazma Seniora. I na pewno dużo większa niż moja. Irytowało mnie to. Dlatego przybrałam słodki uśmiech i powiedziałam:
– Nie, mam wszystko. Byłam tu jakiś czas temu. – Potem na niego popatrzyłam. – Liczę, że moja nowa znajoma ma odpowiednie składniki. To w końcu trucizna, prawda?
– Dlaczego miałabym nie mieć? – Eira lekko wykrzywiła usta w grymasie niezadowolenia.
– Jak na swój wiek Erazm ma dobrą pamięć, ale czasami nawet ona zawodzi. – Powiedziałam z lekko wyczuwalną nutką ironii. – A jak widać nie korzystał ze ściągawek.
– Nie dąsaj się. – Blondyn trącił mnie ramieniem. – Dziadek wyszedł zdobyć składniki, wiem co robię. To nie jest nic trudnego
– Ale uwagę o eliksirze mogłeś sobie darować. – Prychnęłam. – Chociaż… może jednak go pijesz?
– A co? – W jego zielonych oczach pojawiły się wesołe iskierki. – Zazdrosna, że mogę się komuś spodobać? Mogę ci dać buziaka w dowód mojej wierności...
– Nie chcę niszczyć reputacji dziadka. – Uśmiechnęłam się słodko i powstrzymałam go ręką, gdy tylko zaczął się zbliżać. – Poza tym, Erazmie Juniorze, powiedz mi proszę, kiedy w końcu oddasz to nowe romansidło, które wypożyczyłeś jakiś miesiąc temu?
Chłopak – bo tylko tak potrafiłam o nim myśleć – zarumienił się lekko i wybąkał, że niedługo przyniesie. Pokiwałam z politowaniem głową. Obiecywał mi to od kilku dni. A książki jak nie było, tak nie ma. Nie żeby coś, ale kolejka do wypożyczenia tego konkretnego dzieła, rosła.
– Więc do zobaczenia. – Mruknęłam i powoli skierowałam się w stronę wyjścia.
– Mam nadzieję, że również na kolacji! – Krzyknął za nami, ale nie odpowiedziałam, bo drzwi się zamknęły.
Sarknęłam lekko. On chyba nigdy się nie zmieni. Jedynym wybawieniem byłoby, gdyby znalazł sobie jakiś inny obiekt westchnień. Ale na to nie miałam co liczyć. Każda dziewczyna w tej dzielnicy miała już za sobą zaloty Erazma. I każda miała go dość. Szczególnie po tym, jak po skradzionych pocałunkach tracił zainteresowanie.
– Kolacji? – Zdziwiła się Eira.
– Od kiedy skończyłam dziewiętnaście lat bezskutecznie mnie podrywa. Z resztą, nie tylko mnie. – Poprawiłam niesforny kosmyk. – Ale ja ciągle pamiętam jak lataliśmy po całej dzielnicy z drewnianymi mieczami, a on próbował mnie całować. – Wzdrygnęłam się na samą myśl. – To… nie jest ktoś, kogo rozważam. Duże dziecko. Tylko ma trochę szczęścia, bo jest ładny.
– Ładny? – Uniosła kącik ust.
– Tak. – Pokiwałam głową. – A ja nie rozważam ładnych chłopców.
– A w ogóle kogoś rozważasz? – Ciemnowłosa lekko się zaśmiała.
– Nie wiem. – Wzruszyłam lewym ramieniem. – Może Laurenta?
Eira parsknęła śmiechem, a ja tylko się uśmiechnęłam. Prawda jest taka, że nie myślałam o związkach. Na przykładzie mamy wiedziałam, że nie jest to coś dobrego. A przynajmniej dobrego dla mnie. Wolałam działać solo, niż mieć kogoś, o kogo musiałabym się wiecznie troszczyć. Rodzina, dzieci, to nie dla mnie. Ale, miałam tylko dwadzieścia jeden lat. Kto wie, co strzeli mi kiedyś do łba? Albo kogo poznam na swojej drodze?
– Właściwie… kim jesteś? – Eira nieśmiało na mnie popatrzyła.
– No Erasmus. – Przekrzywiłam lekko głowę. – Bibliotekarka.
– Chodzi mi o… specjalne umiejętności. – Ta dziewczyna nadużywała słowa specjalne… powinnam jej wypożyczyć słownik synonimów. Albo po prostu słownik.
– Ach to. – Machnęłam ręką. – Powiedzmy, że jestem bardzo gorąca i nie lubię ciemności. Chociaż nie trwa to za długo.
– Co do tych ciemności, mam wątpliwości. Czasami. – Głos Eiry zdradzał lekkie rozbawienie. Chyba nawet nie zauważyła, że się zrymowało.
– Nie. – Ucięłam szybko. – Czarna strona mnie nie kręci. Ale tajemnice trochę bardziej.
– Tajemniczy ludzie też? – Ciemnooka popatrzyła na mnie lekko.
– Zwłaszcza. – Założyłam ręce za głowę. – Intrygujący też.
Nie wiedziałam czemu ciągle za mną szła. Ale nie interesowało mnie to. Powoli podążałam w stronę domu. Pustego domu. Mama była na drugim końcu miasta u chorej przyjaciółki. Zanim zdążyłam pomyśleć, wypaliłam:
– Chcesz może zjeść ze mną kolację?
– Wiesz co proponujesz? – Eira maksymalnie spoważniała.
– Przecież nie masz jeszcze trucizny. – Uniosłam lekko kącik ust. – A ja nie gotuję tak źle.
– Nikt nie będzie miał nic przeciwko? – Zmarszczyła brwi.
– Nie, jestem sama. – Przeciągnęłam się. – A nie lubię jeść sama.
– Czemu nie? – Eira spokojnie ruszyła za mną. – Ale jesteś pewna, że to co robisz jest zjadliwe?
Zaśmiałam się lekko. W kieszeni wymacałam kostkę i lekko ją ścisnęłam. Miałam cichą nadzieję, że ta przygoda, o której mi mówiła, dopiero się zaczyna.

Eira?

poniedziałek, 12 listopada 2018

Od Eiry do Erasmus

Przez moment patrzyłam na drzwi, za którymi zniknęła bibliotekarka. Wcześniej ich nie zauważyłam - być może przez pospiech lub lekki niepokój nierozerwalnie łączący się z rozmową o sprawach związanych z moją procesją z nieznajomymi. W końcu jednak ocknęłam się i schowałam wypożyczone przeze mnie księgi do skórzanej torby ukrytej pod peleryną.
Nie minęło wiele czasu zanim drzwi znów się otworzyły.
- Gotowa? - bibliotekarka uśmiechnęła się, jakby chciała przekonać mnie, że wie co robi.
- Tak - odparłam bez przekonania.
Nieznajoma się tym jednak nie przejęła, ruszając w stronę wyjścia. Podążyłam za nią. Gdy wyszłyśmy z budynku biblioteki, zamknęła jej drzwi i skierowała się w jedną z niezbyt często odwiedzanych przez mieszkańców miasta uliczek. Wyglądało na to, że dość dobrze znała drogę. Ja natomiast nie rozpoznawałam okolicy zadbanej, drewnianej chatki, przed którą się zatrzymała. Wyciągnęła rękę w stronę mosiężnej kołatki, jednak nim zdołała jej dotknąć drzwi zaczęły się otwierać. Naszym oczom ukazał się dwudziestoparoletni mężczyzna o długich, złocistych włosach.
- Witaj, Erasmus - uśmiechnął się, widząc bibliotekarkę.
- Erazmie - odparła.
Moment! Czy ona nie mówiła czegoś o "Starym Erazmie"?!
Mężczyzna najwyraźniej zauważył moje zdezorientowanie, gdyż wpuszczając nas do wnętrza chatki rzucił w moim kierunku krótki uśmiech i wyjaśnił - eliksir młodości.
- To jest Eira - przedstawiła mnie Erasmus. - Potrzebuje trucizny i eliksiru miłosnego.
- Ciekawe połączenie - Erazm zaśmiał się pod nosem.
- Co polecasz? - spytałam, chcąc jak najszybciej zabrać się do przygotowywania trucizny.
Alchemik podszedł do starego kredensu, stojącego w rogu pokoju i wyjął z jednej z szafek niewielką buteleczkę zawierającą coś jakby mgłę, która co kilka sekund zmieniała kolor pomiędzy krwistoczerwonym a granatowym, kłębiąc się we wnętrzu naczynia. Wyjaśnił, że jest to bardzo silny eliksir miłosny, charakteryzujący się jednocześnie jedynie cztero lub pięcio dniowym działaniem. Wystarczyło go jedynie rozpylić w pomieszczeniu w którym przebywała osoba, która miała się w nas zakochać. Podał cenę, a ja zgodziłam się. Być może kiedyś się przyda.
- Jeśli zaś chodzi o truciznę... - zastanowił się chwilę - sugerowałbym stronę 325 na dyskretnym ostrzu.
- Ostrze nie wchodzi w grę - odparłam.
- Rozumiem. W takim razie to powinno być odpowiednie - tym razem podszedł do innego kredensu, skąd przyniósł dwa małe woreczki z ziołami i kolejną małą buteleczkę. Przepis znajduje się na stronie... 209. Musisz jednak wykorzystać truciznę przed kolejnym nowiem.
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem i zapłaciłam za przedmioty.
- A ty, Erasmus? Potrzebujesz czegoś? - Erazm zwrócił się do bibliotekarki.

Era?

Od Eiry do Jo

Jorah oparł się o ceglaną ścianę budynku, oddychając ciężko. W tym samym momencie drzwi balkonowe otworzyły się, ukazując mężczyznę w średnim wieku. Zapewne został tu wywabiony przez okrzyki strażników pod jego oknami. Teraz jednak zrozumiał, że sam również wpadł w kłopoty. Błyskawicznie bowiem przytknęłam do jego gardła sztylet.
- Nie radzę robić nic głupiego - syknęłam przez zęby, zmuszając go do cofnięcia się do mieszkania.
Było niewielkie, prawdopodobnie dwupokojowe. Za drzwiami prowadzącymi do innego pomieszczenia słychać było stłumione szepty. Były tam co najmniej dwie osoby - kobieta i kolejny mężczyzna. Zerknęłam przez ramię, by upewnić się, że Jorah za mną idzie.
- Jest tu jakieś wyjście na dach? - spytałam ostro, przenosząc wzrok z powrotem na nieznajomego.
Pokiwał głową. W jego oczach widać było przerażenie.
- Prowadź - odezwał się Jorah.
Mężczyzna spojrzał na czarnowłosego i znów skinął głową. Gdy tylko zabrałam sztylet skierował się do drzwi za którymi znajdowała się klatka schodowa. Wskazał na stare schody.
- To tam - odezwał się drżącym głosem.

Jo?

Od Erasmus do Serafiny

– Mówiłam ci, żebyś uważała! – Ethne skarciła mnie, gdy kolejny raz poparzyłam sobie rękę, próbując opanować ogień. – Nie możesz być tak impulsywna!
– Przepraszam, że jestem cholerycznym magiem ognia – mruknęłam cicho.
Ethne popatrzyła mnie, jakby usłyszała. Nie byłam zachwycona tym faktem. Zapominałam jednak, że mimo wieku, to ciągle był mag.
– Era. – Kobieta cicho westchnęła. – Musisz się opanować, inaczej ludzie odkryją kim jesteś. I czeka cię stos. A dobrze wiesz, że chociaż jesteś magiem ognia, zginiesz.
– Wiem. – Kiwam głową i dmucham na rękę. Nie pomaga.
– Pokaż. – Ethne wyciągnęła do mnie dłoń.
Nieśmiało pokazałam prawe przedramię. Kobieta skrzywiła się i podeszła do szafki. Pogrzebała tam chwilę, ale wróciła z pustymi rękami.
– Musisz iść do uzdrowiciela. – Powiedziała poważnie i podała mi bandaż. – Jest nasączony lekarstwem, ale nie starczy na długo.
– Muszę poszukać kogoś nowego. – Owinęłam dokładnie ranę. – Nasz uzdrowiciel wyjechał…
– Spokojnie, polecił mi kogoś. – Kobieta zaczęła czegoś szukać. Potem podała mi kartkę. – Tu masz adres. Ale uważaj. Nie wiemy kto to.
*
W tej dzielnicy miasta nie byłam. Nie żebym często wypuszczała się gdziekolwiek poza znane mi rejony. Jednak parę pytań i droga okazała się nie być tak skomplikowana. Po kwadransie od wejścia w odpowiednią dzielnicę, stanęłam przed małym sklepikiem z ziołami.
Otworzyłam drzwi i niepewnie przekroczyłam próg. Po chwili moje spojrzenie napotkało drobną, srebrzystowłosą dziewczynę. Niepewnym krokiem ruszyłam w jej kierunku. Gdy tylko mnie zauważyła uśmiechnęła się.
– Coś się stało? – Zapytała.
– Ja… szukam uzdrowicielki. – Szepnęłam i rozejrzałam się dookoła.
– To ja – powiedziała jasnowłosa. – W czym mogę ci pomóc?
Niepewnie podwinęłam rękaw i zdjęłam bandaż. Niebieskozielone oczy zmrużyły się lekko.
– Powinieneś bardziej uważać. – Ujęła moją rękę i delikatnie poprowadziła mnie do oddzielnego pomieszczenia.
– Wiem, wiem. – Przewróciłam oczami i zamknęłam za sobą drzwi.
– Poza tym, magowie nie mają łatwo. – Zaczęła się krzątać po czymś, co przypominało mały gabinet. – Jeśli będziesz miał za dużo poparzeń zaczną coś podejrzewać.
– Mówisz to samo co moja mentorka. – Przewracam oczami.
– Nie bez powodu jest twoją mentorką. – Znów wzięła moją rękę i zaczęła ją opatrywać. – Masz bardzo dziewczęce dłonie jak na chłopaka.
– Jestem dziewczyną. – Mówię zdawkowo.

Serafina?

niedziela, 11 listopada 2018

Od Erasmus do Eiry

Niewiele było istot, które pytały o „specjalny gatunek”. Z resztą, rzadko kto je tak nazywał. Napięcie, jakie lekko zdradzała kobieta, dało mi do myślenia. Przekrzywiłam lekko głowę i zmrużyłam oczy.
– Rytuał? Zaklęcie? Runy? – Otworzyłam klapę w ladzie.
Chwila ciężkiej ciszy i nieśmiały krok wprzód.
– Eliksir. – Padła cicha odpowiedź.
Pokiwałam głową i ruszyłam między półkami licząc, że kobieta ruszy za mną. Najpierw w lewo, potem prosto, a potem w prawo, kilka zawijasów wokół mniejszych półek i byłyśmy na miejscu. Kucnęłam na podłodze i z lekkim skrzypem otworzyłam klapę. Kichnęłam, gdy w powietrze wzbił się kurz. Dawno nie odkurzałam podłogi. Mama nie byłaby zadowolona. Niemniej jednak, kiedy otwierałam oczy po kichnięciu, zauważyłam, że na krawędzi klapy siedzi Laurent. Moja towarzyszka dziwnie się na niego popatrzyła.
– Co się stało Laurent? – Patrzę badawczo na sowę.
On tylko macha skrzydłami i robi swoje przydługie:
– Huuuuuu!
Pokręciłam głową i wyciągnęłam z kieszeni kostkę. Przekręciłam ją między palcami i uważnie prześledziłam krawędzie. Potem lekko podrzuciłam ją do góry. Pojawił się run przygody. Uśmiechnęłam się i wskoczyłam do dziury. Szybko znalazłam lampę i ją podpaliłam. Potem oświetliłam pomieszczenie i miałam podstawiać drabinę, ale czarnowłosa poradziła sobie bez niej.
– Czego dokładnie szukamy? – Popatrzyłam na nią. – Uzdrawiający, miłosny, trucizna, zmiana wyglądu?
– Istnieje przepis na eliksir miłosny? – Uniosła brwi.
Podałam jej odpowiednią książkę z uśmiechem. Potem prześledziłam wzrokiem inne półki. Coś chyba jeszcze powinno być…
– Potrzebuję dyskretniej trucizny. – Chrząknęła dziewczyna, przeglądając przepis.
– Na sztylet, strzałę, picie, jedzenie? – Popatrzyłam na nią. – Jednorazowo można wypożyczyć do czterech książek na pięć dni.
– Pięć dni? – Uniosła brwi. – Słyszałam, że normalnie jest dwa tygodnie.
– Czy my mówimy tu o wypożyczeniu normalnych książek? – Odparłam z rozbawieniem. – Jest ich niewiele, a są one równie pożądane co te normalne.
– Ale przez mniej osób. – Popatrzyła na mnie.
Uniosłam lekko kącik ust. W tym samym momencie nad moją głową przeleciał Laurent i niemal idealnie pod nogi zrzucił mi zabitego szczura.
– Laurent! – Zawołałam. – Mówiłam ci, że nie lubię szczurów!
Sowa zbyła mnie trzepotem piór i wyleciała do normalnej biblioteki. Pokręciłam głową i z lekkim obrzydzeniem trąciłam truchło czubkiem buta. Szczęście, że było świeże. Wezmę je ze sobą.
– Ta sowa… cię rozumie? – Zdziwienie towarzyszki było niemal komiczne.
– Oczywiście, że nie! – Prychnęłam. – To sowa. Nie pies, czy nawet kot. Ale lubię myśleć, że jednak coś przyswaja. Chociaż on po prostu lubi tu polować.
Nieznajoma pokiwała głową. Zaczęłam się jej lekko przypatrywać, ciągle oczekując odpowiedzi na moje poprzednie pytanie. Zmrużyła oczy, jakby nie wiedząc o co chodzi. Przymknęłam powieki i z lekkim znudzeniem, idealnie wystudiowanym przez lata rozmów z niezdecydowanymi czytelnikami zapytałam:
– Trucizna. W jakiej formie?
– Ah. – Pokiwała głową ciemnooka. – Jedzenie lub picie.
Sięgnęłam po odpowiednie książki i udałam się do małego stolika. Siadłam na taborecie i wyjęłam zeszyt. Przywołałam dziewczynę gestem ręki i otworzyłam zeszyt.
– Imię. – Rzuciłam lekko.
Po krótkiej chwili wahania, usłyszałam cichą odpowiedź:
– Eira, Eira Hexx.
– Księgi z przepisem na napój miłosny i dwie trucizny, do jedzenia i do picia, tak? – Upewniłam się.
– Tak. – Przy okazji kiwnęła głową.
– Dobrze, w takim razie masz pięć dni, jeśli jednak ci się nie uda, możesz przedłużyć dwukrotnie o trzy dni, co razem daje jedenaście dni. Powinno się udać zgromadzić wszystkie składniki. Jeśli jakiś jednak jest trudno dostępny mogę przedłużyć czas wypożyczenia do momentu, w którym go dostaniesz, ale wtedy jesteś coś winna zbiorowi… – zaczęłam tłumaczyć.
– Winna zbiorowi? – Wtrąciła się Eira.
– ...to znaczy, że musisz przynieść jakiś przepis. – Dokończyłam. – Mam listę przepisów pożądanych przez czytelników, ale ich nie mam. Więc trzeba je zdobyć.
– Ktoś tego dokonał? – Zdziwiła się.
– Nie. – Odparłam rozbawiona. – Z reguły Stary Erazm, czyli nasz spec od alchemii ma wszystkie składniki.
– Pokażesz mi drogę? – Spytała niepewnie. – Nigdy o nim nie słyszałam…
Pokiwałam głową i sięgnęłam po drabinę. Wejście było o wiele prostsze. Kiedy Eira jest już na górze, gaszę lampę, stawiam ją na stoliku i na pamięć idę w stronę drabiny. Gdy już jej dotknę, droga jest prosta.
– Jak ją postawisz z powrotem? – Pyta z zaciekawieniem ciemnowłosa.
– Sama trafi. – Unoszę kącik ust. – W końcu mamy magię, prawda?
Potem zamykam klapę i ostentacyjnie „strzepuję” kurz z rąk. Eira lekko kręci głową, ale rusza moim śladem. Po tym jak przechodzi przez wejście w ladzie, zamykam je za sobą. Zostaje już tylko zgasić światło i zamknąć drzwi na klucz.
– Czyli chcesz odwiedzić Starego Erazma? – Pytam jeszcze w korytarzu.
– O ile nie jest niebezpieczny i nic nie zdradzi. – Mówi, jakby w końcu zdała sobie sprawę z tego, że kupienie składników na truciznę jest niemal równoznaczne z wydaniem na siebie wyroku, jeśli tylko kupujesz je u kapusiów.
– Oczywiście, że nie. – Prycham i kieruję się ku mniejszym drzwiom. – Nie jest kapusiem. Poczekaj tu. Muszę się przebrać. – I wchodzę.

Eira?

sobota, 10 listopada 2018

Od Eiry do Erasmus

Patrzyłam za odchodzącą w swoją stronę postać. Szara peleryna starszej kobiety rozwiewana przez silny wiatr. Rozmawiałam z nią raptem kilka minut jednak to w zupełności wystarczyło do stworzenia zarysu planu zabicia jej męża. Był to dość wysoko postawiony urzędnik, więc śmierć nie powinna być podejrzana - nie wchodził w grę tradycyjny sztylet. Wiedziałam jednak, że w miejskiej bibliotece można znaleźć stare księgi opisujące różne rośliny, w szczególności zaś te wybitnie szkodliwe dla człowieka. Tak więc zdecydowałam się na spacer do biblioteki w nadziei na zdobycie, którejś z tych tajemniczych ksiąg. Wolałam jednak poczekać do zmroku zanim się tam pojawię - dawało to mniejszą szansę na spotkanie przypadkowych ludzi, którzy mogliby mnie później skojarzyć z tym miejscem lub co gorsza z zabójstwem, które planuję.
***
Otworzyłam ciężkie, drewniane drzwi. Snop słabego światła wypłynął na ulicę, oświetlając marmurowe schody. Długi korytarz był ozdobiony rzeźbami i obrazami wyglądającymi na co najmniej tak stare jak cały ten budynek i prowadził do jedynych, otwartych na oścież drzwi. Szybkim krokiem przemierzyłam te kilkanaście metrów dzielących mnie od celu - biblioteki. W momencie, gdy tylko znalazłam się przed drzwiami, te zaczęły się zamykać. Zatrzymałam je ręką, na co osoba z drugiej strony zaczęła je ponownie otwierać. Jak się okazało była to niewysoka kobieta o krótkich, rudawych włosach.
– Jesteś bibliotekarką? – spytałam.
Nieznajoma potwierdziła wracając za ladę.
– Witam w bibliotece, czym mogę pomóc? - odezwała się.
Podeszłam do niej, rozglądając się, czy na pewno jest ona jedyną osobą w pomieszczeniu.
- Słyszałam, że można tu wypożyczyć dość rzadkie książki... - powiedziałam półgłosem.
- Owszem, mamy tu wiele książek - przyznała, nie zdradzając choćby cienia wiedzy o znajdujących się tu magicznych księgach.
- Jednak słyszałam o specyficznym... - zastanowiłam się, szukając odpowiedniego słowa - ...gatunku.
Nieznajoma zamyśliła się, a ja obserwowałam ją w napięciu, gdyż jeśli zdecyduje się zgłosić gdzieś fakt poszukiwania przeze mnie ksiąg związanych z magią, w najlepszym wypadku będę miała ogromne kłopoty.

Era?

piątek, 2 listopada 2018

Od Jo do Eiry

Myśl Jorah, myśl. Tylko nie panikuj. To ma być czysta kalkulacja. Cholerna oaza spokoju...
Przekląłem pod nosem i zacząłem przyglądać się mężczyzną.
- Oni zabili tego człowieka! Łapać ich!
Na te słowa krew mi zmroziło. Musiałem coś zrobił abyśmy mogli się stąd wydostać.
- Uda ci się wspiąć na górę gdy cię wybije? - spytałem na co dziewczyną kiwnęła głową.
Na drugim piętrze był balkon. Dziewczyna powinna spokojnie się złapać jego i wspiąć się wyżej. Ucieczka po dachu wydawała się lepsza niż czysta konfrontacja ze strażnikami.
- A ty? - spytała, na co przygotowałem się do podrzucenia elfki.
- Dam radę - puściłem jej oczko i Eira biorąc krótki rozbieg wybiła się z moich rąk.
- Ucieka! - krzyknął jakiś nad wyraz spostrzegawczych strażnik i z dwoma odbiegł.
- Poddaj się - powiedział ciemnooki mężczyzna na co uniosłem lekko dłonie ku górze.
- Panowie, my tylko przechodziliśmy i znaleźliśmy go martwego - powiedziałem jednak strażnicy i tak skierowali na mnie broń. W takim razie nie mam wyboru.
Wyczuwając wodę w powietrzu zebrałem ja w sporą kulę i posłałem ją w nogi mężczyzn. Wystarczyło na chwilę ich unieruchomić. Wyczuwając wodę pod uliczką wydobyłem ją sprawnym ruchem na zewnątrz i w rozbiegu stworzyłem sobie na ścianie budynku co w stylu drabiny z lodu. Szybko wspiąłem się po niej, a będąc już na dachu lód zmienił się z powrotem w wodę. Westchnąłem zmęczony. Używanie mocy nadal szybko mnie wyczerpywało.

Eira?

Od Eiry do Jo

Przez moment zastanawiałam się jak pociągnąć dalej rozmowę. Nigdy nie byłam w tym dobra, co sprawiało że jeszcze mniej osób miało ochotę ze mną rozmawiać. Potem jednak moją uwagę przykuł ciemny kształt w przydrożnych zaroślach.
- Co to jest? - spytałam.
Jorah przyznał, że nie wie. Fakt, skąd miałby to wiedzieć? Wiedzeni ciekawością zbliżaliśmy się to tajemniczego obiektu do momentu, w którym udało nam się rozpoznać co to.
Ciało. Martwe ciało martwego człowieka.
Zaintrygowana podeszłam bliżej, tym razem już sama, gdyż Jorah najwyraźniej uznał, że lepiej trzymać się od tych zwłok z daleka. Pochyliłam się nad rozciętą aż do podstawy czaszki głową mężczyzny. Cięcie było gładkie, pionowe, prawdopodobnie zadane jednoręcznym mieczem lub kataną... Przejechałam palcami po krawędzi rany.
- Eira? - głos Joraha był jedynie delikatnie wyższy od szeptu.
Podniosłam głowę, po czym skierowałam wzrok w stronę, w którą patrzył mężczyzna. Ludzie. Tym razem całkiem żywi, co oznaczać mogło tylko jedno - kłopoty.
Wstałam, powoli odsuwając się od trupa i posłałam przelotne spojrzenie Jorahowi. Zaczęliśmy biec przed siebie, starając się uciec zanim strażnicy zdążą nas zauważyć. Na nasze nieszczęście jednak z naprzeciwka nadchodziła kolejna grupa, a my znajdowaliśmy się pomiędzy dwupiętrowym budynkiem, a wysokim murem.

Jo?

Od Jo do Eiry

Zamyśliłem się. Cóż mogłem o sobie opowiedzieć? Nie chciałem wszystkie zdradzać. W końcu nie wypada tak od razu mówić wszystkiego...
- Także lubię spacery. Wchodzę czasami na jakiś dach bądź wysokie drzewa by pooglądać miasto w nocy... Jestem pół elfem, pół magiem, choć chyba więcej mam po magach - powiedziałem. 
Elfka spojrzała się na mnie chwilę jakby nad czymś się zastanawiała.

Eira?

czwartek, 1 listopada 2018

Od Eiry do Jo

Zastanowiłam się chwilę nad propozycją Joraha. Trzeźwa zapewne nie zgodziłabym się ale wyszło jak wyszło i powiedziałam tak. Zatem wkrótce szliśmy razem początkowo w ciszy jednak w końcu Jorah odezwał się.
- Opowiedz mi coś o sobie - poprosił.
- Ale co? - zdziwiłam się.
- Co lubisz robić, jakąś ciekawostkę? - zasugerował.
"Lubię zabijać." Nie. To zdanie brzmiało źle nawet w mojej głowie.
- Lubię spacerować, czego mogłeś się już zresztą domyślić - odpowiedziałam po chwili zastanowienia, uśmiechając się nieznaczne.
Spacery naprawdę były jedną z przyjemniejszych czynności. Zwłaszcza te odbywane w nocy, najcześciej z Narah u boku.
- Teraz twoja kolej - odbiłam pytanie, skręcając w boczną uliczkę, gdy tylko zorientowałąm się, że zbliżamy się do mojego domu.

Jo?

Od Erasmus do Eiry

Ciche wnętrze biblioteki było kuszące. Przyjemny chłód między regałami, zapach starego papieru i miliony książek to coś, co napawało mnie spokojem i szczęściem. Cisza, tak naturalna dla tego miejsca została nagle przerwana dźwiękiem dzwonka. Ruszyłam ku ladzie, po drodze przesuwając palcami po grzbietach książek na półce obok. Na miejscu już czekała starsza kobieta, która często przekraczała te progi.
– Pani Amser. – Przywołałam na usta lekki uśmiech. – Zdążyła pani przeczytać wszystkie książki?
– Jeszcze nie. – Pokręciła głową kobieta. – Ale lubię tu przychodzić. Wiesz, kiedy byłam młodsza dużo czytałam. Ale małżeństwo, dzieci, dom… nie było czasu. Teraz znowu go mam.
Pokiwałam głową i powróciłam w cień regałów. Za ladą było wystawionych kilka książek, które mogła przejrzeć, a potem wypożyczyć. Do reszty miałam dostęp tylko ja i matka. I to wystarczało.
Po dłuższej chwili znowu zostałam sama. Ruszyłam wolnym krokiem w głąb regałów i przystanęłam, gdy usłyszałam trzepot skrzydeł. Zerknęłam na szczyt mebla.
– Laurent, nie powinieneś mnie straszyć. – Pokręciłam głową. – I na pewno nie powinieneś zabierać ze sobą upolowanych myszy.
Płomykówka tylko przekręciła głowę, jakby nic sobie z tego nie robiąc. Doprawdy, sowy były jeszcze bardziej nieznośnymi stworzeniami niż koty. Tylko nie tak popularnymi. Sam Laurent był jednak przydatny. Kiedy przylatywał, należało zamknąć bibliotekę. Dlaczego? Zapadał zmierzch. Ruszyłam więc do drzwi i już miałam je zamykać, gdy między framugą, a samymi drzwiami pojawiła się ręka. Odsunęłam się lekko. Nie miałam problemu z ludźmi na ostatnią chwilę. Często się tacy zdarzali. Priorytetem była książka.
Jednak postać, która pojawiła się w drzwiach nie była mi znana. A to oznaczało wypożyczenie, nie oddanie. Mimo to, pozwoliłam jej wejść. Stanęła przede mną i posłała mi długie spojrzenie.
– Jesteś bibliotekarką? – Uniosła brwi.
Pokiwałam lekko głową i cofnęłam się za ladę.
– Witam w bibliotece, czym mogę pomóc?

Eira?

Erasmus Blackfire


Imię i nazwisko: Erasmus (Era) Blackfire
Wiek: 21 lat
Płeć: kobieta
Rasa: biały mag
Zawód: bibliotekarz (chociaż woli strażniczka biblioteki)
Aparycja: Era jest niska i drobna, jednak potrafi to wykorzystać - w okolicy biblioteki nie ma drugiej tak zwinnej osóbki. Z niejasnych (nawet dla niej) pobudek, ćwiczy swoje ciało i dobrze o nie dba (chociaż nie lubi żadnej broni). Od zawsze ubierała się jak chłopak, z którym często jest mylona (cóż, nie ma ani kształtnego tyłka, ani dużych piersi), dlatego swoje miękkie nieco rude, nieco fioletowe włosy zaczęła ścinać na krótko. Jedyne co ją zdradza to ładnie wykrojone, pełne usta i prześliczne, duże szafirowe oczy.
Cechy charakteru: Gdy się ją poznaje jest cicha i milcząca, ale gdy relacja się zacieśnia, pokazuje różki. Staje się nieco ironiczna, lubi żartować i się śmiać. Jednak zawsze stara się pomagać innym. Szczególnie tym, którzy są tajemniczy lub mają niejasną przeszłość. Jeśli ktoś się z nią zaprzyjaźni, na pewno odkryje jej ciepłą i opiekuńczą stronę. Jeśli jednak zrobisz sobie z niej wroga... cóż. Małe uszczypliwości nie są groźne, ale na pewno denerwujące i szybciej ma się ich dość.
Umiejętności: Jest magiem ognia, chociaż samym żywiołem uczy się dopiero władać. Raczej idzie w stronę wiedzy niż mocy (o wiele bardziej interesują ją runy i alchemia). Dzięki wcześniejszej pracy w bibliotece, umiłowaniu czytania i sporej chęci do nauki, dziewczyna jest piekielnie inteligentna i jak nikt orientuje się w bibliotece. Daj jej pięć minut i znajdzie ci książkę kucharską, a jeśli uda ci się ją przekonać pokaże ci na kilka minut księgi o magii.
Historia: Era jest córką bibliotekarki i czarnego maga (jednak nigdy nie poznała ojca, zniknął, gdy dowiedział się o ciąży matki), ale o swoim talencie dowiedziała się mając 14 lat, kiedy podpaliła z ekscytacji bardzo interesującą ją książkę. Wtedy matka zaprowadziła ją do maga ognia na szkolenie, które trwa do dziś. Jednak dziewczyna większą wagę przykładała, i ciągle przykłada, do pracy w bibliotece (co więcej, jej mistrzyni - Ethne - nauczyła ją otwierać tajemną komnatę z magicznymi księgami). Raczej stroni od relacji romantycznych i twierdzi, że męskie obietnice są pisane kredą w kominie (szczególnie te uczuciowe).
Partner/ka: -
Inne: Płomykówka Laurent - mała sowa, która kiedyś zalęgła się w bibliotece i tak się zaprzyjaźnili. Ponadto zawsze ma przy sobie dziesięciościenną runiczną kość, dzięki której czasami uda jej się coś przewidzieć.
Właściciel: Efemeryczna (blogger)

Od Jo do Eiry

- Nie. Sam to robię - powiedziałem z uśmiechem. - Mogę ci towarzyszyć?
Choć wcześniej miałem inne plany co do tej nocy, to spotkanie dziewczyny nie zepsuje mi tego. Powiedziałbym nawet, że może być to ciekawe urozmaicenie.
- A więc jak? -  spytałem.

Eira?

Obserwatorzy