wtorek, 13 listopada 2018

Od Erasmus do Eiry

Bardzo, bardzo zabawne. Wiedziałam, że Erazm Junior lubi się nabijać, ale nie sądziłam, że posunie się aż tak daleko. Udawanie własnego dziadka nie miało sensu. Przynajmniej dla mnie. Jeśli chciał, mógł przedstawić się jako on sam. Jego wiedza o alchemii była porównywalna do tej Erazma Seniora. I na pewno dużo większa niż moja. Irytowało mnie to. Dlatego przybrałam słodki uśmiech i powiedziałam:
– Nie, mam wszystko. Byłam tu jakiś czas temu. – Potem na niego popatrzyłam. – Liczę, że moja nowa znajoma ma odpowiednie składniki. To w końcu trucizna, prawda?
– Dlaczego miałabym nie mieć? – Eira lekko wykrzywiła usta w grymasie niezadowolenia.
– Jak na swój wiek Erazm ma dobrą pamięć, ale czasami nawet ona zawodzi. – Powiedziałam z lekko wyczuwalną nutką ironii. – A jak widać nie korzystał ze ściągawek.
– Nie dąsaj się. – Blondyn trącił mnie ramieniem. – Dziadek wyszedł zdobyć składniki, wiem co robię. To nie jest nic trudnego
– Ale uwagę o eliksirze mogłeś sobie darować. – Prychnęłam. – Chociaż… może jednak go pijesz?
– A co? – W jego zielonych oczach pojawiły się wesołe iskierki. – Zazdrosna, że mogę się komuś spodobać? Mogę ci dać buziaka w dowód mojej wierności...
– Nie chcę niszczyć reputacji dziadka. – Uśmiechnęłam się słodko i powstrzymałam go ręką, gdy tylko zaczął się zbliżać. – Poza tym, Erazmie Juniorze, powiedz mi proszę, kiedy w końcu oddasz to nowe romansidło, które wypożyczyłeś jakiś miesiąc temu?
Chłopak – bo tylko tak potrafiłam o nim myśleć – zarumienił się lekko i wybąkał, że niedługo przyniesie. Pokiwałam z politowaniem głową. Obiecywał mi to od kilku dni. A książki jak nie było, tak nie ma. Nie żeby coś, ale kolejka do wypożyczenia tego konkretnego dzieła, rosła.
– Więc do zobaczenia. – Mruknęłam i powoli skierowałam się w stronę wyjścia.
– Mam nadzieję, że również na kolacji! – Krzyknął za nami, ale nie odpowiedziałam, bo drzwi się zamknęły.
Sarknęłam lekko. On chyba nigdy się nie zmieni. Jedynym wybawieniem byłoby, gdyby znalazł sobie jakiś inny obiekt westchnień. Ale na to nie miałam co liczyć. Każda dziewczyna w tej dzielnicy miała już za sobą zaloty Erazma. I każda miała go dość. Szczególnie po tym, jak po skradzionych pocałunkach tracił zainteresowanie.
– Kolacji? – Zdziwiła się Eira.
– Od kiedy skończyłam dziewiętnaście lat bezskutecznie mnie podrywa. Z resztą, nie tylko mnie. – Poprawiłam niesforny kosmyk. – Ale ja ciągle pamiętam jak lataliśmy po całej dzielnicy z drewnianymi mieczami, a on próbował mnie całować. – Wzdrygnęłam się na samą myśl. – To… nie jest ktoś, kogo rozważam. Duże dziecko. Tylko ma trochę szczęścia, bo jest ładny.
– Ładny? – Uniosła kącik ust.
– Tak. – Pokiwałam głową. – A ja nie rozważam ładnych chłopców.
– A w ogóle kogoś rozważasz? – Ciemnowłosa lekko się zaśmiała.
– Nie wiem. – Wzruszyłam lewym ramieniem. – Może Laurenta?
Eira parsknęła śmiechem, a ja tylko się uśmiechnęłam. Prawda jest taka, że nie myślałam o związkach. Na przykładzie mamy wiedziałam, że nie jest to coś dobrego. A przynajmniej dobrego dla mnie. Wolałam działać solo, niż mieć kogoś, o kogo musiałabym się wiecznie troszczyć. Rodzina, dzieci, to nie dla mnie. Ale, miałam tylko dwadzieścia jeden lat. Kto wie, co strzeli mi kiedyś do łba? Albo kogo poznam na swojej drodze?
– Właściwie… kim jesteś? – Eira nieśmiało na mnie popatrzyła.
– No Erasmus. – Przekrzywiłam lekko głowę. – Bibliotekarka.
– Chodzi mi o… specjalne umiejętności. – Ta dziewczyna nadużywała słowa specjalne… powinnam jej wypożyczyć słownik synonimów. Albo po prostu słownik.
– Ach to. – Machnęłam ręką. – Powiedzmy, że jestem bardzo gorąca i nie lubię ciemności. Chociaż nie trwa to za długo.
– Co do tych ciemności, mam wątpliwości. Czasami. – Głos Eiry zdradzał lekkie rozbawienie. Chyba nawet nie zauważyła, że się zrymowało.
– Nie. – Ucięłam szybko. – Czarna strona mnie nie kręci. Ale tajemnice trochę bardziej.
– Tajemniczy ludzie też? – Ciemnooka popatrzyła na mnie lekko.
– Zwłaszcza. – Założyłam ręce za głowę. – Intrygujący też.
Nie wiedziałam czemu ciągle za mną szła. Ale nie interesowało mnie to. Powoli podążałam w stronę domu. Pustego domu. Mama była na drugim końcu miasta u chorej przyjaciółki. Zanim zdążyłam pomyśleć, wypaliłam:
– Chcesz może zjeść ze mną kolację?
– Wiesz co proponujesz? – Eira maksymalnie spoważniała.
– Przecież nie masz jeszcze trucizny. – Uniosłam lekko kącik ust. – A ja nie gotuję tak źle.
– Nikt nie będzie miał nic przeciwko? – Zmarszczyła brwi.
– Nie, jestem sama. – Przeciągnęłam się. – A nie lubię jeść sama.
– Czemu nie? – Eira spokojnie ruszyła za mną. – Ale jesteś pewna, że to co robisz jest zjadliwe?
Zaśmiałam się lekko. W kieszeni wymacałam kostkę i lekko ją ścisnęłam. Miałam cichą nadzieję, że ta przygoda, o której mi mówiła, dopiero się zaczyna.

Eira?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy