Jorah oparł się o ceglaną ścianę budynku, oddychając ciężko. W tym samym momencie drzwi balkonowe otworzyły się, ukazując mężczyznę w średnim wieku. Zapewne został tu wywabiony przez okrzyki strażników pod jego oknami. Teraz jednak zrozumiał, że sam również wpadł w kłopoty. Błyskawicznie bowiem przytknęłam do jego gardła sztylet.
- Nie radzę robić nic głupiego - syknęłam przez zęby, zmuszając go do cofnięcia się do mieszkania.
Było niewielkie, prawdopodobnie dwupokojowe. Za drzwiami prowadzącymi do innego pomieszczenia słychać było stłumione szepty. Były tam co najmniej dwie osoby - kobieta i kolejny mężczyzna. Zerknęłam przez ramię, by upewnić się, że Jorah za mną idzie.
- Jest tu jakieś wyjście na dach? - spytałam ostro, przenosząc wzrok z powrotem na nieznajomego.
Pokiwał głową. W jego oczach widać było przerażenie.
- Prowadź - odezwał się Jorah.
Mężczyzna spojrzał na czarnowłosego i znów skinął głową. Gdy tylko zabrałam sztylet skierował się do drzwi za którymi znajdowała się klatka schodowa. Wskazał na stare schody.
- To tam - odezwał się drżącym głosem.
Jo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz