wtorek, 30 października 2018

Od Eiry do Jo

Owszem, weście do centrum miasta w środku dnia było kuszeniem losu, jednak nie miałam najmniejszej ochoty żyć w strachu przed odkryciem przez ludzi tego, kim jestem. Poza tym, potrzebowałam jabłek. Szarlotka bez jabłek nie smakuje tak dobrze.
Naciągnięty na głowę kaptur czarnego płaszcza skutecznie maszkował moje szpiczaste uszy. Tyle wystarczyło by ludzie patrząc na mnie co najwyżej czuli się nieswojo i szybko odwracali wzrok, powracając do własnych zajęć.
Spokojnym krokiem przechadzałam się po rynku oglądając różnego rodzaju towary dopóki mojego wzroku nie przykuły naprawdę piękne, czerwone jabłka. Zbliżyłam się do nich, lecz w tym samym czasie silniejszy podmuch wiatru zwiał mi z głowy kaptur. Wystarczył ułamek sekundy by po placu rozszedł się szmer zaskoczenia i kika osób ruszyło z nieskrywaną wrogością w moją stronę.
Poczułam jedynie, że ktoś złapał mnie za rękę i zanim zdążyłam zareagować wciągnął w jakąś wąską uliczkę. Przycisnął mnie do ściany, dłoną zasłaniając mi usta, zapewne na wypadek, gdybym uznała za stosowne krzyczeć. Obserwował plac, a ja w tym czasie mogłam przyjrzeć się jemu. Wysoki, ciemnowłosy... wyglądał niemal jak zwykły człowiek, ale jego oczy były zbyt intensywnie niebieskie. Nie był człowiekiem.
Wolną ręką dobyłam sztyletu ukrytego pod płaszczem. Zobaczył to. Puścił mnie, odsuwając się o krok.
- Jesteś szalona?
Nieznacznie przechyliłam głowę na bok.
- A ty? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

Jo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy